
Gdzie przebiega granica między tabletem „markowym”, a „chińczykiem”? Czy polskie urządzenia można nazwać polskimi, skoro są montowane w Chinach? Czy produkty uznanych firm, są naprawdę lepsze od tych mniej popularnych? A może wręcz przeciwnie i kupowanie Asusów, Samsungów, czy Acerów jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto? Te pytania bardzo regularnie pojawiają się w komentarzach pod artykułami na temat tabletów i wiele osób zdaje się mieć wyrobioną opinię na ten temat, którą próbują narzucić innym.
Nie da się zaprzeczyć, że pierwsze generacje najtańszych tabletów były mniej lub bardziej tragiczne i chcąc zakupić któryś z nich, szukało się tego najmniej złego. Do dziś pamiętam traumę, którą przechodziłem w trakcie przygotowywania dużych testów porównawczych tych urządzeń, bo znalezienie czegoś w pełni działającego graniczyło z cudem i rozpakowując kolejną paczkę przywiezioną przez kuriera wiedziałem, że mogę się spodziewać nowego zestawu kłopotów. Dlatego też przez długi czas byłem dużym przeciwnikiem wszelkich „chińczyków”, bo w kupowanych przez siebie rzeczach przede wszystkim cenię bezproblemowe działanie. Ale kilka miesięcy temu coś się zmieniło i okazało się, że jestem w stanie spokojnie opisać supermarketowy tablet, nawet jeśli w lodówce skończył się zapas piwa bezpieczeństwa, które po pracy stoi na straży mojego zdrowia psychicznego. Największą poprawę można było zaobserwować w nowościach niektórych polskich marek.
Ile procent polskości jest w polskim tablecie?
Wspomniany przed chwilą wzrost jakości wykonania jest w dużej mierze wynikiem tego, że część z firm wyewoluowała z „przerzucaczy pudełek”, którzy tylko zamawiają coś z katalogu chińskiej fabryki i przesyłają do niej logo mające się znaleźć na obudowie. Zamiast tego, zaczęły same projektować część produktów (zarówno obudowę, jak i płytkę drukowaną), same przeprowadzać kontrolę jakości w fabryce (bo wynajmują własne linie produkcyjne, którymi mogą w jakimś zakresie zarządzać) i dorobiły się skromnych działów R&D. Można zaryzykować stwierdzenie, że w tym momencie GoClever Hybrid, czy Kiano Elegance, są tak samo polskie, jak iPad jest amerykański. Dzięki temu niegdyś bardzo często spotykane problemy (pływający ekran, wariujący dotyk w czasie ładowania, pewne często powtarzające się błędy oprogramowania) zostały prawie całkowicie wyeliminowane (przynajmniej w tych trochę droższych modelach). A to pociągnęło za sobą znaczne zmniejszenie liczby zwrotów i napraw gwarancyjnych, co też umożliwiło uruchomienie takich programów jak Kiano Assistance, czy serwisu door-to-door Modecoma i GoClevera (co prawda tylko na niektóre modele i przez ograniczony czas, ale to zawsze coś). Czyli, krótko mówiąc, kupno taniego tabletu w supermarkecie przestało przypominać grę w rosyjską ruletkę.
Tożsamość „chińczyka”
Ale to nie koniec tegorocznych transformacji. Na przykład kiedyś naturalnym środowiskiem sprzętów „niemarkowych” były półki supermarketowe i bardzo niskie przedziały cenowe, więc dało się nakreślić granicę „złotówkową” między „chińczykiem”, a sprzętem „markowym”. Ale od pewnego czasu niektóre firmy (szczególnie Acer i Asus, ale też HP, czy Lenovo) starają się tworzyć coraz tańsze gadżety, które zaczynają wkraczać na „nieswoje” terytoria.
Asus MeMO Pad HD 7 i Acer Iconia B1 – efekty cięcia kosztów dużych marek wcale nie zachwycają czymś nadzwyczajnym
Powyższa ekspansja odbywa się kosztem jakości wykonania, wykorzystanych materiałów i funkcjonalności. Z drugiej strony firmy takie jak Modecom, Kiano, czy Prestigio uczą się „rzeźbić” w metalu, dbać o ergonomię i zatykać zbędne szpary. Dlatego dochodzi teraz do takich sytuacji, że Kiano Elegance, czy Modecom 9704 kosztują mniej niż 1000 złotych, a są o niebo lepiej wykonane od Galaxy Tabów Samsunga, czy MeMO Padów Asusa, a MeMO Pad 7 HD, czy seria Acer Iconia A-1/B-1 wręcz stąpają po granicy materiałowej akceptowalności. Widać więc, że ogólnie przyjęty podział typu markowe = dobrze wykonane, niemarkowe = słabo wykonane zaczyna być mocno zdezaktualizowany.
Kiano Elegance 9.7 i Modecom 9704 to jedne z najlepiej wykonanych tabletów, z którymi miałem do czynienia i to nie tylko w swojej klasie cenowej
Dobre, bo polskie?
Czy to znaczy, że już można kupić polskiego iPada, czy Transformera za ułamek ceny? Nie. W powyższych akapitach nie chodziło mi o przekazanie takiej informacji. Chodzi mi bardziej o to, że jeśli się weźmie sprzęt „markowy” i „niemarkowy” kosztujący mniej więcej tyle samo, to ich jakość będzie zbliżona, a pod pewnymi względami polskie „chińczyki” mogą być nawet lepsze. Jest jeszcze jednak kilka rzeczy, którymi tak zwane B-brandy różnią się od porządnych tabletów klasy premium i można je zapakować do worka z napisem Brak zrównoważenia i dbałości o szczegóły.
Na przykład gdy testowałem MeMO Pada HD 7, to przypadł mi on do gustu, bo widać w nim zdrowy rozsądek projektantów i dobrze przemyślane kompromisy konstrukcyjne. Po prostu Asus nie próbował zagiąć czasoprzestrzeni i zrobić z tego tabletu czegoś, czym on nie jest. Z drugiej strony mamy na przykład pęd do wysokich rozdzielczości, przez który dostajemy tablety dobrze wykonane i ładnie wyglądające na półce, ale w praktyce okazuje się, że procesor jest za słaby żeby sobie w pełni poradzić ze swoim zadaniem, a czas pracy na akumulatorze jest niezbyt zadowalający. Oczywiście są osoby, którym takie rzeczy nie przeszkadzają i po prostu chcą mieć jak najlepszy ekran, za jak najmniejsze pieniądze, ale moim zdaniem jest to forma ślepej uliczki rozwojowej i powinien to być raczej dodatek do głównej linii „zrównoważonych” produktów, a nie coś, co ma przekonywać „chińczykosceptyków”. Niestety, zmiana podejścia osób planujących strategię firm będzie możliwa prawdopodobnie dopiero wtedy, gdy zmieni się podejście kupujących. No bo jeśli stereotypowy Kowalski zobaczy w Biedronce tablet z ekranem o rozdzielczości 2048 × 1536, czterema rdzeniami i akumulatorem o jakiejś wyssanej z palca pojemności, to nie spojrzy nawet na leżący obok niego sprzęt, który ma „zaledwie” 1024 × 768 (ale płynnie działający interfejs), mniej mAh (ale w praktyce dłużej wytrzymujący bez doładowania) i mniej wbudowanej pamięci (ale nie krztuszącej się przy dowolnej operacji zapisu). Magia liczb i prześciganie się w specyfikacji są nadal bardzo silne, przez co twardą ręką rządzą tym rynkiem. Ale może kiedyś...
MediaTek już szykuje 8-rdzeniowe procesory do budżetowych tabletów. Co z tego, że pojedynczy rdzeń będzie niemiłosiernie słaby – chip i tak się sprzeda, bo się ładnie prezentuje w tabelkach.
Brak dbałości o szczegóły to trochę szersze pojęcie. Przykładowo zaskakująco często spotykam się z wyjściem słuchawkowym umieszczonym w miejscu, gdzie normalnie spoczywa nadgarstek użytkownika. Drobiazg? Tak, ale irytujący. Poza tym nie przypominam sobie kiedy ostatnio przetestowałem tani tablet z sensownymi wbudowanymi głośnikami. Przeważnie są one dziwnie umieszczone, zbyt ciche, a nawet jeśli przetworniki mają sensowną głośność, to charczą, albo wydają z siebie dźwięk bardziej płaski, niż front Keiry Knightley. A przecież tablety mają z definicji służyć do konsumpcji multimediów... Innym grzeszkiem konstrukcyjnym jest montowanie jak najtańszej pamięci flash, która „niestety” miewa bardzo duży wpływ na szybkość działania interfejsu w niektórych sytuacjach. No i w „chińczykach” próżno szukać jakichkolwiek warstw ochronnych na ekranie, które by poprawiały ślizg palca, ułatwiały utrzymanie jego czystości, czy poprawiały widoczność obrazu, gdy nie stoi się w cieniu. Niektórzy mogą uznać, że nie warto za coś takiego dopłacać kilkaset złotych, żeby kupić coś „markowego” i w sumie jest w tym trochę racji, ale każda osoba mająca styczność ze sprzętem klasy premium powie, że te drobnostki mają zaskakująco duży wpływ na końcową ocenę i komfort użytkowania, więc prawda leży tu gdzieś po środku i zależy od osobistych priorytetów.
No dobrze, wiem że Keira Knightley nadrabia czymś innym, więc proszę fanów o odłożenie tych cegłówek ;)
Wzrok utkwiony w przyszłość
Jeśli w trakcie czytania tego wpisu poczułeś się trochę zagubiony i zacząłeś zastanawiać o co chodzi, to nie dziwię się śpieszę z pomocą. Reasumując, ostatnimi czasy nie da się nakreślić sztywnej granicy między tabletem polskim i chińskim, markowym i niemarkowym. Ostatnie miesiące przyniosły takie zmiany na tym rynku, że nawet taki „chińczykosceptyk” jak ja zaczyna uważać niektóre z urządzeń tego typu za warte swojej ceny i zakupienia. Choć moim zdaniem nadal nie można mówić o tym, że Kiano/GoClever/Modecom/Prestigio/Krzakotab oferują to samo co Asus/Samsung/Apple, ale za mniejsze pieniądze, to jednak ci producenci uczą się tworzyć gadżety, które nie tylko ładnie wyglądają na półce, ale które po prostu działają. I wygląda na to, że w przyszłości może być jeszcze lepiej, bo polski użytkownik jest bardzo wymagający i producenci tańszych tabletów starają się rozwijać, aby wyjść jego oczekiwaniom naprzeciw. Dlatego też zastanawia mnie co przyniesie pod tym względem przyszły rok i czy... GPS w końcu stanie się standardem w kategorii cenowej poniżej 1000 zł ;) Ale to już bardziej zależy od Rockchipa...
A artykuł zacny, milordzie.
Polskie firmy to importerzy i działają tak jak wyżej napisano. Chyba ktoś śnił, że w PL robi się projekty płyt głównych do czegokolwiek.
Firmy PL zamawiają z katalogu, dają logo i tyle. Jakość wzrosła, bo jak z PL, Romania itd. co więksi napisali do chińczyków. Zamówiliśmy 100 000 sztuk, z tego 50 000 do wymiany, jak nie będzie 1000 do wymiany to zamówimy z 'innego katalogu'.
Samo PL nie ma takich zamówień, ale zamawia tam cały świat. Chińczycy też się uczą, jak mają zamówienia to wymieniają parki maszynowe i mają na lepsze szkolenia dla pracowników. Z tond jakość, a nie z tond, że wspomniany Modecom inwestuje w inżynierów i parki maszynowe.
Jakość? Outstanding!!!
W Polsce z faktycznym projektem i produkcją ma wspólnego tylko Wilk. Firmy zachodnie maja w PL tylko montownie. Sprzętu nie projektuje się w PL (generalnie). Inaczej jest z oprogramowaniem. Google, IBM, Motorola Solution, Nokia i wielu innych zatrudnia programistów w PL (i to nie mało).
Odnośnie tego co oni wiedzą, a co tobie powiedzieli, to całkiem inna historia
W PL nie ma sensu, w Indiach ludzi więcej, pracują za mniej (wciąż). Sprzęt jest traktowany trochę inaczej jak oprogramowanie. Ważne jest zapewnienie bezpieczeństwa know-how i dla tego dużo robią firmy na miejscu czyli USA, Korea, Izrael(wojsko).
Co do tabletów, puki nikt nie zacznie na nie robić oprogramowania użytkowego, będą to tylko zabawki. Nie chodzi mi tu o programy typu word, czy excel, ale jakies dobre edytory graficzne, czy wreszcie środowiska do projektowania. Dopiero wtedy przygarnę z checią Tablet.
Advanced Digital Broadcast, centrum R&D w Zielonej Górze. Choć firma prawnie przeniesiona do Szwajcarii, to projekty STB dla 'n' i 'nc+' powstały właśnie w Zielonej Górze. A żeby było ciekawiej, ADB sprzedaje też STB takim operatorom jak Telekom Austria, Telenet czy Telenor.
A tak na marginesie, to mogę wam powiedzieć, że kupiłem niegdyś dość dużą partię pewnych pendrajwów GoodRAMa, i niestety - bez urazy, ale stwierdzam że ta firma robi niezły chłam - składają to chyba z tego co akurat 'chińska szopa wypluje' - powtarzalność serii 20 pendrajwów EDGE, była taka, że jedne osiągały 8mb/s zapisy, inne 3, a jeszcze 2 'perełki' 12-13... Także.... Bez komentarza, o ich kontroli jakości...
Tak samo jest z pamięciami - lutowanie do PCB tego co wypluła fabryka Microna i szopa chińczyka... Żadna mi to 'fabryka'..
Pierwsze serie dobre a potem
(zapis dużych plików)
3.8 ~ 5,5 MB/s (niestabilny transfer, sinusoida)
Ale jak Twister omija ATTO Disk Benchmark sugerując zapis ~15 MB/s odczyt ~34 MB/s ?
Więcej ;] tu
http://goo.gl/4TCKa0
A ja raz kupiłem ich RAMy, i nigdy więcej nie kupię produktu z ich logiem, nawet gdyby był za grosze. Z pary działa tylko jeden moduł, drugi restartuje kompa.
A ja raz kupiłem ich RAMy, i nigdy więcej nie kupię produktu z ich logiem, nawet gdyby był za grosze. Z pary działa tylko jeden moduł, drugi restartuje kompa.
O i to jest esencja bezmózgowia w myśleniu. 'Raz kupiłem, było nie dobre czyli więcej nie kupię'. Idąc tym bzdurnym tokiem rozumowania nie powinieneś kupić NIC. Wszystko komuś, kiedyś się zepsuło lub kupił wadliwe. SERIO?! Ja pier...