Biedronka, czyli konsumenta obowiązek patrzenia na datę?
26
Kupiłem wczoraj w sklepie sieci Biedronka m.in. przecier pomidorowy "Sottile Gusto". Przeglądając paragon zauważyłem, że naliczona należność jest rozbieżna z etykietą, którą widziałem na regale. Etykieta produktu wskazywała cenę 1,79 zł, podczas gdy na paragonie ten sam produkt został policzony jako kosztujący 2,19 zł.
Cofnąłem się o parę kroków i zwróciłem się do kasjerki z prośbą o wezwanie kogoś w sprawie niezgodności należności z umową. Przyszła pani kierowniczka sklepu, za którą podążyłem do miejsca, w którym znajdował się ów przecier. Pani spojrzała na etykietę, na mnie, na etykietę, zrobiła trochę dziwną minę i wypowiedziała słowa, cytuję "ale wie pan, że klienta OBOWIĄZUJĄ daty?". Kompletnie nie zrozumiałem, co pani miała na myśli i zapytałem, cytuję "słucham?". Pani pokazała mi etykietę, na której były: a. nazwa produktu z gramaturą, b. cena, c. napis na dole "promocja obowiązuje od xxxxx do 7.08". Zaznaczam, że wczoraj był 10.08.
Jako że znam przepisy w tym zakresie nawet nie zauważyłem wcześniej tego napisu na dole i odpowiedziałem pytaniem, cytuję "Jak jestem zobowiązany? Zna pani ustawę o cenach?" W tym momencie pani kierowniczka ruszyła w kierunku kas i będąc tyłem do mnie powtórzyła to, co przed chwilą powiedziała, na co ja odparłem pytaniem "pani się ze mną kłóci?", na co usłyszałem z pogardą "no, nie, nie". Wielce obrażona pani kierowniczka przy kasie została, przy mnie, zaczepiona przez inną klientkę, którą w rękach trzymała jakieś kręciołki na grilla. Odparła "nie teraz, zajęta jestem". W tym czasie nabijała swoją kartę na czytniku. Klientka obok, w sumie zdezorientowana, powtórzyła "przepraszam, czy...", na co usłyszała "Zaraz!". Ja dostałem swoje 40 groszy i na odchodne "przepraszam".
Wnioski:
1. Ustawa o cenach jasno wyraża się o takim przypadku. Konsumenta nie obchodzi to, czy etykieta jest czerwona, zielona, czy ma jakieś napisy na dole, na górze, z boku, czy do góry nogami. Zgodnie z ustawą o cenach "towar oznacza się ceną". Koniec, kropka. Mnie, jako konsumenta, nie obchodzi to, że jakaś promocja niby obowiązuje od X do Y. Mnie obowiązuje towar i jego cena, widoczna na etykiecie.
2. W tym sklepie sieci Biedronka "nieaktualna" etykieta najwyraźniej wisiała od trzech dni.
3. Kierowniczka sklepu rozmawia z klientem zwracając się do niego plecami.
4. Kierowniczka sklepu sieci Biedronka próbowała wmówić mi obowiązek, który nie ma żadnych podstaw prawnych.
5. To nie było warte tych 40 groszy. To było warte doświadczenia kontaktu z osobą, która wmawia mi, konsumentowi, obowiązki, które na mnie nie spoczywają.
Ja rozumiem, że w sieci Biedronka "nieaktualna" etykieta może wisieć dzień, ale trzy? Skoro według pani kierowniczki Sylwii to ja, konsument, jestem "zobowiązany do czytania dat", to co z pracownikami? Ja mam być "zobowiązany", co jest nieprawdą w świetle obowiązujących przepisów, to co w takim razie z pracownikami sklepu? Ja mam daty pisane na dole czytać, a osoby odpowiedzialne za sklep, nie?
Gdyby nie arogancja ze strony pani Sylwii, tego wpisu pewnie by nie było. Powstał on tylko po to, aby Was uczulić na tego typu sytuacje. Konsumenta obowiązuje towar i jego cena. Jeśli na etykiecie pod produktem zgadza się jego pełny opis (nazwa, gramatura, itp.), to wszelkie inne zapisy są nieistotne. To jest obowiązkiem sklepu utrzymywać aktualność etykiet z faktycznym cennikiem. Polskie przepisy zakładają wyjątki, takie jak ewidentny błąd po stronie sklepu, np. oferta sprzedaży produktu w cenie błędnej, znacznie niższej niż ta, którą wystawiają konkurencyjne podmioty (np. nowy, drogi laptop w cenie 25 złotych zamiast 2500 złotych). Szczegóły opisywałem dwa lata temu, w artykule Refurbished. Nowy, odnowiony, używany – jaki sprzęt kupować i jak kupować, a którego się wystrzegać.
Parę razy na moją korzyść np. nowa promocja weszła nie zmienili ceny jeszcze i tak miałem cenę niższą. Nie przyszło mi do głowy powiedzieć, by Pani przeliczyła na wyższą bo się nie zgadza.
W moich bierdonach obsługa stoi na 'wysoko' możliwym poziomie i trudno mi mieć jakiekolwiek pretensje na podstawie moich doświadczeń.
Powtórzę, co napisałem we wpisie, którego nie byłoby, gdyby nie:
a. to, że kierowniczka sklepu dyskutowała ze mną będąc do mnie odwróconą plecami, wręcz oddalając się ode mnie,
b. to, że kierowniczka sklepu próbowała mi uparcie wmawiać niedopełnienie obowiązku, który na mnie nie spoczywa i nie istnieje w polskim prawie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że to było zwykłe przeoczenie. Początkowo chciałem wyłącznie uzyskać zwrot nienależnie pobranej opłaty za towar. Wyłącznie postępowanie kierowniczki tego sklepu skłoniło mnie do stworzenia tego wpisu. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z sytuacją, w której ktoś mi wmawia, że jako konsument mam czytać coś więcej niż opis towaru i jego cenę, jak to zapisano w ustawie o cenach.
Parę razy na moją korzyść np. nowa promocja weszła nie zmienili ceny jeszcze i tak miałem cenę niższą. Nie przyszło mi do głowy powiedzieć, by Pani przeliczyła na wyższą bo się nie zgadza.
W moich bierdonach obsługa stoi na 'wysoko' możliwym poziomie i trudno mi mieć jakiekolwiek pretensje na podstawie moich doświadczeń.
Od samego początku do samego końca dla pani kierowniczki byłem bardzo miły i uprzejmy. Moje działania tego typu nie są podyktowane złośliwością, bo jak napisałem, nie chodzi o 40 groszy, złotówkę, czy trzy. Chodzi o proste zasady i wzajemny szacunek sklepu i konsumenta. Wziąłem towar z półki kierując się widoczną na etykiecie ofertą, to znaczy, że muszę się z niej wywiązać płacąc przedstawioną w ofercie kwotę. Kierowniczka sklepu, pomimo 'uchybień' wymienionych w tekście, ostatecznie przeprosiła, co zresztą napisałem, aby jej sztucznie nie demonizować. Nie wiem czy zrobiła to w pełni szczerze, czy tylko dlatego, że ostatecznie dotarło do niej, że ma do czynienia z konsumentem świadomym swoich praw, a więc wiedzącym, że wypowiedziana przez nią dwukrotnie kwestia o 'obowiązku czytania dat' jest kłamstwem. Nie mi to oceniać. Nie jestem psychologiem
Do Ciebie dotarli jacyś prawnicy sieci McDonald's? Do mnie nie. Podziel się wrażeniami
Postępowania 'DLA ZASADY' no bo przecież nie dla 50gr albo lepszego samopoczucia wdrażam tylko gdy podejrzewam celowe działanie wyłudzenia 50gr...
Miłego dnia
Parę razy na moją korzyść np. nowa promocja weszła nie zmienili ceny jeszcze i tak miałem cenę niższą. Nie przyszło mi do głowy powiedzieć, by Pani przeliczyła na wyższą bo się nie zgadza.
W moich bierdonach obsługa stoi na 'wysoko' możliwym poziomie i trudno mi mieć jakiekolwiek pretensje na podstawie moich doświadczeń.
Od samego początku do samego końca dla pani kierowniczki byłem bardzo miły i uprzejmy. Moje działania tego typu nie są podyktowane złośliwością, bo jak napisałem, nie chodzi o 40 groszy, złotówkę, czy trzy. Chodzi o proste zasady i wzajemny szacunek sklepu i konsumenta. Wziąłem towar z półki kierując się widoczną na etykiecie ofertą, to znaczy, że muszę się z niej wywiązać płacąc przedstawioną w ofercie kwotę. Kierowniczka sklepu, pomimo 'uchybień' wymienionych w tekście, ostatecznie przeprosiła, co zresztą napisałem, aby jej sztucznie nie demonizować. Nie wiem czy zrobiła to w pełni szczerze, czy tylko dlatego, że ostatecznie dotarło do niej, że ma do czynienia z konsumentem świadomym swoich praw, a więc wiedzącym, że wypowiedziana przez nią dwukrotnie kwestia o 'obowiązku czytania dat' jest kłamstwem. Nie mi to oceniać. Nie jestem psychologiem
Spoko. Niestety też zwracam na to uwagę. I tak uważam, że biedronka jest jedną z fajniejszych sieci jak dla mnie. Fakt, że udało Ci się to zrobić relatywnie bezproblemowo.
O wiele gorsze rzeczy robią apteki czy serwisy samochodowe.
Tu Polacy są tak rżnięci, a niestety nikt z tym nic nie robi. Nie rozumiem czemu w tym kraju jest tyle oszustwa.
Od samego początku do samego końca dla pani kierowniczki byłem bardzo miły i uprzejmy. Moje działania tego typu nie są podyktowane złośliwością, bo jak napisałem, nie chodzi o 40 groszy, złotówkę, czy trzy. Chodzi o proste zasady i wzajemny szacunek sklepu i konsumenta. Wziąłem towar z półki kierując się widoczną na etykiecie ofertą, to znaczy, że muszę się z niej wywiązać płacąc przedstawioną w ofercie kwotę. Kierowniczka sklepu, pomimo 'uchybień' wymienionych w tekście, ostatecznie przeprosiła, co zresztą napisałem, aby jej sztucznie nie demonizować. Nie wiem czy zrobiła to w pełni szczerze, czy tylko dlatego, że ostatecznie dotarło do niej, że ma do czynienia z konsumentem świadomym swoich praw, a więc wiedzącym, że wypowiedziana przez nią dwukrotnie kwestia o 'obowiązku czytania dat' jest kłamstwem. Nie mi to oceniać. Nie jestem psychologiem
Spoko. Niestety też zwracam na to uwagę. I tak uważam, że biedronka jest jedną z fajniejszych sieci jak dla mnie. Fakt, że udało Ci się to zrobić relatywnie bezproblemowo.
O wiele gorsze rzeczy robią apteki czy serwisy samochodowe.
Tu Polacy są tak rżnięci, a niestety nikt z tym nic nie robi. Nie rozumiem czemu w tym kraju jest tyle oszustwa.
Nikt, czyli sami Polacy, nic z tym nie robią. Tu wciąż tkwi smród PRL-u, a więc oczekiwanie, że państwo przyjdzie, państwo zrobi, państwo da (np. 500+). To jest problem społeczny, a nie prawny. Tym bardziej nie polityczny, choć tu miałbym pewne wątpliwości, jeśli wziąć pod uwagę strategię obecnej władzy, dla której PRL-owskie resentymenty nie są niczym obcym. Polak jest niestety konsumentem raczej nieświadomym.
Jeśli chodzi o apteki to zwracam uwagę na to. Prawie zawsze! (bo prawie zawsze chcą mnie wydymać). Znam się to mogę...
... ale sorry, nie wszyscy znają prawo farmaceutyczne. Dwa myślę, że znajomość prawa i przepisów jest podobna w np. Norwegii, Szwecji, Holandii. Jakoś tam chyba tak nie dymają.
Jeśli chodzi o samochody nie znam się. Serwis wymiana na fakturze klocki + tarcze... realnie tylko klocki. Jak to udowodnić gdy na przeglądadzie wyszło po roku, że tarcze jednak nie były wymienione.
Najświeższy przykład nieświadomości konsumenckiej miałem raptem wczoraj, w Lidlu, w którym tylko wczoraj w ofercie były sery-plastry w paczkach po 500 gramów, w cenie 4,99 PLN. W Lidlu, w którym byłem natrafiłem na etykietę z taką ofertą, ale nad nią były tylko puste kartony. W zupełnie innym miejscu znalazłem właśnie te paczki serów, ale już bez żadnej etykiety. Polazłem z paczkami do czytnika, a tam wybiło 8,99 PLN za sztukę. Wziąłem dwie paczki i razem z innymi zakupami w kasie naliczyło za każdą z nich właśnie 4,99 PLN. Sęk w tym, że cena z czytnika była prawidłowa, a rabat był doliczany dopiero na kasie. Tak się złożyło, że zapomniałem jednej rzeczy i wróciłem na sklep, gdzie zauważyłem pewną parkę rozgrzebującą wspomniane wcześniej puste kartony. Zaczepiłem ich pytając, cytuję 'przepraszam, szukacie tych serów z promocji za 5 złotych?'. W odpowiedzi, z uśmiechem usłyszałem, że tak. Odpowiedziałem więc 'są tam, w kartonach na dole', wskazując na nie palcem. Chwilę później zauważyłem że sprawdzali ten produkt na czytniku i zapewne zobaczyli cenę 8,99 PLN, po czym... odłożyli je z powrotem. Domyślam się, że w ogóle nie skojarzyli, że skoro zgadza się nazwa produktu, jego opis, gramatura, to obowiązuje cena z etykiety - nawet jeśli produkt leży w dwóch różnych miejscach. W całkowicie hipotetycznej sytuacji spornej, to po stronie sklepu leżałby obowiązek wykazania, że są to różne produkty. W tym konkretnym przypadku sprawa była oczywista. W oczach tej parki pewnie wyszedłem na debila, ale niestety, w rzeczywistości jest raczej odwrotnie.
Jeżeli chodzi o świadomość konsumencką w krajach tzw. 'Zachodu' (przyjmując (moim zdaniem słusznie), że Polska to mentalnie kraj wschodu), to mając własne doświadczenia muszę stwierdzić, że jest o wiele wyższa. Na tym tzw. 'Zachodzie' jak się rzuca hasło 'SALE', to jest to wyprzedaż. W Polsce? Wystarczy połazić po niektórych sklepach, które zmieniając ceny po prostu dorzucają naklejki. Ostatnio w sklepie sieci Kik znalazłem produkt, który będąc na 'wyprzedaży' miał cztery naklejki z ceną (jedna na drugiej). Kolejno: 7,99, 6,99, 10,99 i... 8,99. Cena 'wyprzedażowa' była wyższa niż pierwotna! Tak, już dawno nauczyłem się, widząc stosik naklejek, odrywania kolejnych, w celu sprawdzenia co jest pod nimi. Zgodnie z prawem nie uszkadzam produktu i jeśli przywracam stan ustanowiony przez sklep (ostatnią naklejkę z ceną), to nie łamię żadnych przepisów. Będąc w Niemczech, Holandii, Norwegii, i paru innych krajach tzw. 'ginącej Europy' z czymś takim się nie spotkałem. Nie twierdzę oczywiście, że na tzw. 'Zachodzie' nie istnieją kombinatorzy. Twierdzę natomiast, że na 'Wschodzie', a więc w Polsce, to jest standardowa praktyka. Bo? Bo konsumenci na to przyzwalają.
z 22zł na 11zł
Niestety tak jak piszesz w Polsce jest ciężko.. tylko ogólnie kultura sprzedawców niższa. Mam też poczucie, że nieco zła jest organizacja pracy oraz eksploatuje się ludzi by było taniej...
Bo Polak patrzy na cenę.
To kontynuując temat... inny przykłąd
Apteki maja ciężkie życie teraz. Wiem, że ich w pierony... ale łatwo nie mają. To są pozory ustawa sprzed paru lat przez PO praktycznie ubiła duże zyski. W teorii apteka uczciwa nie ma szans osiągać zysków.
'Sprzedawca' w aptece musi poinformować o tańszym odpowiedniku jeśli jest. Jednak gdy 20 babć stoi nie robią tego - lekarze przepisują te najtańsze vs najlepsze (mimo tej samej substancji aktywnej istnieje czasem ogromna różnica między preparatami). Jakoś nie zauważyłem by proponowali.
Oczywiście za to proponuję rózne suplmenety (bo mając ciężkie życie to jedyna rzecz która pozwala im dorobić)... w tym czasem to zwykle placebo.
A u nas, przynajmniej w sklepach odzieżowych, wyprzedaż jest na okrągło i tylko z nazwy, ale... działa (niestety).
Znajoma przez jakiś czas pracowała w sklepie z butami. Bardzo się zdziwiła, jak przez długi czas pewne buty za 99 zł nie schodziły, po czym szef kazał zmienić cenę z przekreślonych 199 zł na 129 zł i w ciągu dwóch dni sprzedało się 10 par. Niestety takie sytuacje nakręcają obie strony: kupujący, którzy masowo dają się orżnąć żyjąc w przeświadczeniu, że jest inaczej oraz sprzedawcy, którzy tym bardziej kombinują.
Od dawna nigdzie nie widziałem wersji 2.5 litra.
z tym że różnica była ciut większa, 12,50 za zaworek na sklepie
19,99 na kasie
poszedłem spokojnie na sklep sprawdziłem dokładnie czy to ten po kodzie kreskowym
zrobiłem zdjęcie produktu i metki na sklepie
wróciłem nie na kasę, tylko na informację
i pani po konsultacji z działem hydraulicznym czy faktycznie ten produkt leży w takiej cenie na półce zwróciła mi różnice
beż żadnego ALE
jaki z tego wniosek , prawo jest prawem , a i tak wszystko zależy od dobrej woli sprzedawcy
Po drugie. Vega... nie udawaj uciemiężonego, biednego, klienciny. Nagle po przeczytaniu ceny zatraciłeś umiejętność czytania pozostałych informacji? Otóż wyobraź sobie, że data na cenach może być umieszczona z dość prostego powodu: ochrona przed cwaniackim, prostym, leniwym hcujem bez honoru. Przynosi taki 'bohater życia' cenówkę np. z przed miesiąca z niższą ceną, zamienia na półce i robi hałas na cały sklep 'jak to go kapitaliści próbują okraść' żądając zwrotu różnicy.
Krótko mówiąc, data jest prostym zabezpieczeniem przed nadużyciem i w razie gdybyś chciał się sądzić (odnośnie daty obowiązywania i różnicy w cenie) to przegrasz.
Ciekawe czy jak jest odwrotna sytuacja czyli na kasie mniej niż na półce to też żądasz natychmiastowego wezwania kierownika i podniesienia ceny? Oczywiście recytując na cały głos prawa klienta i te same paragrafy kodeksów wszystkich.
PS. Mężczyzna nie zajmuje się kilkoma groszami bo to mało męskie zajęcie, prawdziwy facet płaci i zostawia napiwek
PS2. Ci ludzie w sklepach jedyne o czym myślą to wrócić do domu po robocie a nie 'jak tu okraść tego biednego Vegę na kilka groszy' a jak zdarzy się jakaś niezmieniona cena to po prostu przypadek. Jak brakuje Ci wyobraźni to zapytaj kogoś kto pracuje na kilkusetmetrowym sklepie...
NIe ma to jak rzeczowy komentarz...
Ps - zgadzam się z autorem w 100%. Idzie o zasady.
Jeśli chodzi o apteki to zwracam uwagę na to. Prawie zawsze! (bo prawie zawsze chcą mnie wydymać). Znam się to mogę...
... ale sorry, nie wszyscy znają prawo farmaceutyczne. Dwa myślę, że znajomość prawa i przepisów jest podobna w np. Norwegii, Szwecji, Holandii. Jakoś tam chyba tak nie dymają.
Jeśli chodzi o samochody nie znam się. Serwis wymiana na fakturze klocki + tarcze... realnie tylko klocki. Jak to udowodnić gdy na przeglądadzie wyszło po roku, że tarcze jednak nie były wymienione.
Nie jest trudno udowodnić że tarcze hamulcowe po roku nie mogą wyglądać jak te po 5 latach użytkowania.